Zimowisko orlika grubodziobego - Kreta 2012 - Dzień Trzeci
Spis treści
Dzień trzeci był dniem szczególnym. Rankiem bowiem miały spłynąć najświeższe dane satelitarne. Poza tym tego dnia otrzymaliśmy bardzo solidne wsparcie w osobie Pana Michalisa Dretakisa. Jest on pracownikiem naukowym Muzemu Historii Naturalnej i dość szybko przekonał nas, że jest ekspertem od miejscowej fauny i flory. Umówiliśmy się przy znanej nam już tamie i tak szybko, jak tylko spłynęły dane, ruszyliśmy na poszukiwania Zośki. Dane na pierwszy rzut oka nie budziły naszych wątpliwości, dopiero jednak po dotarciu na miejsce zaczęliśmy rozumieć, że coś jest nie tak. Dotarliśmy bowiem w niezwykle malownicze wyżyny rozbrzemiwające śpiewem ptaków (drozdów, sikor i nawet wierzbówki zwyczajnej), dane jednak wskazywały na położone jeszcze wyżej i, co ciekawe, ośnieżone zbocza. Pozostawiliśmy samochód we wiosce i w dalszą drogę udaliśmy się piechotą. Mając wsparcie językowe dotarliśmy na najwyższe dostępne zbocze, skąd rozciągał się widok na przeciwległe, ośnieżone, osnute mgłą i dwukrotnie wyższe wzniesienie. Pojawiło się co prawda kilka myszołowów, orlika jednak nigdzie ani śladu. Tu skorzystaliśmy z wiedzy i doświadczenia Pana Michalisa, który z dużą łatwością podawał nam łacińskie nazwy wszelkich otaczających nas roślinek i porostów. W końcu postanowiliśmy wrócić i udać się w inne odwiedzane przez Zośkę miejsca. Na początek był nim zbiornik, a raczej zbiorniczek Agia. Znajdował się on na niewielkiej równinie, a tereny wokół niego stanowiły trzcinowiska. Jak się okazało z braku podobnych biotopów zbiornik ten wręcz tętnił życiem. Już 200 metrów przed nim, między willami na drodze natknęliśmy się na parę czapelek, które niepłoszone w poszukiwaniu pokarmu paradowały to po asfalcie, to po przylegających trawnikach. Na samym zbiorniku zaobserwowaliśmy za to, oprócz barwnego stadka gęsi hodowlanych, 7 gatunków kaczek (czernica, krakwa, świstun, płaskonos, krzyżówka, podgorzałka), duże ilości łysek, kilka par kokoszek i walczące o swoje terytoria perkozki. Była nawet para blotniaków stawowych. Jest szaro i buro, fotek jednak nie potrafimy sobie odmówić. Następny przystanek jest w okolicy miejscowości Myloniana. Tu znowu zastajemy pokryte dość skąpą roślinnością wzgórza oraz... uprawy cytrusów. Na pytanie jednak czym w takim miejscu mógł się żywić orlik grubodzioby nawet Pan Michalis nie potrafił udzielić odpowiedzi. Wzgórza te nie są odpowiednim biotopem ani dla płazów, ani gadów, ani też większej ilości gryzoni, choć istnieje prawdopodobieństwo występowania tych ostatnich w niewielkich ilościach. I tak powoli dzień chyli się ku końcowi. Po posiłku udajemy się jeszcze, tym razem bardziej w celach turystycznych, nad jezioro Kourna, które, jak informuje nas Pan Michalis, jest jedynym naturalnym zbiornikiem wodnym na Krecie. Położone w niezwykle malowniczym miejscu urzekło nas nie tylko krajobrazem i czystością wody, ale i pływającymi po nim stadkami zauszników. Ten gatunek perkoza nie byl dla nas niczym nadzwyczajnym, jednak dla nas novum stanowił fakt, że miały one szatę spoczynkową, której dominującym kolorem jest biel, co stanowi kontrast w porónaniu z widywaną u nas i nacechowaną czernią szatą godową. Po rozstaniu z Panem Michalisem wieczorem w hotelu okazało się, że dane satelitarne, które spłynęły wczesnym rankiem obdażone były błędem i dopiero popołudniowa transmisja przyniosła ich korektę. Z jednej strony odetchnęliśmy z ulgą, potwierdziło się bowiem, że orlik grubodzioby nie jest ptakiem górskim. Z drugiej strony miny nam zrzedły, najświeższe dane wskazywały bowiem na dolinę koło Ano Valsamonero, tą samą, którą odwiedziliśmy dzień wcześniej. Cóż, może jutro się uda.