Orlik grubodzioby

Aquila clanga

Zimowisko orlika grubodziobego - Kreta 2012 - Dzień Pierwszy

Spis treści

...siedziała wczoraj Zośka.Za cel pierwszej wizyty wybraliśmy tereny położone w okolicy miejscowości Roustika. Było to miejsce położone niedaleko hotelu oraz najnowszych danych, jakie spłynęły. Nie zajęło nam dużo czasu aby się przekonać, jak trudne czeka nas zadanie. Wszystko bowiem wokoło było dla nas nowe i choć część z tych rzeczy byliśmy w stanie nazwać, podziwianiu nie było końca. Jeśli dodamy do tego fakt, że jeszcze wczoraj było o 30 stopni chłodniej, a jedynym zielonym elementem otaczającej rzeczywistości mogły być co najwyżej karoserie samochodów lub fasady budynków. Tu natomiast zieleń dominowała, nie tak bujna może i poprzerywana jasnością skał, na nas jednak robiła duże wrażenie. W dolince, do której dotarliśmy, dominowały porosty, jednak w dole, wzdłuż płynącego tam strumienia rosły takie egzotyczne rośliny jak cyprys wieczniezielony, platany klonolistne i drzewa oliwne. Wyżej, w okolicznych ogródkach i na pastwiskach pojawiały się kwitnące już rośliny, wśród nich naszą szczególną uwagę przykuł dąb trojana czy drzewa cytrusowe z dojrzałymi, a widzianymi dotychczas tylko na sklepowych półkach cytrynami czy pomarańczami. Niestety zarówno wspomniany strumyk, jak i padający co rusz deszcz skutecznie uniemożliwiły nam dotarcie do punktu, w którym jeszcze wczoraj znajdował się ptak. Postanowiliśmy więc odwiedzić kilka pobliskich miejsc, które zeszłej jesieni odwiedzał nasz orlik. Ciekawym okazało się jedno z nich, gdzie znaleźliśmy szczątki kilkudziesięciu wyrzuconych szczątków kóz. Tak więc nasz orlik z pewnością korzystał z padliny. Obecnie kręciły się tu zarówno myszołowy, jak i wrony. Zachęceni spokojem, pięknem okolicy oraz wskazaniami samochodowego urządzenia GPS zapuszczaliśmy się w coraz to mniej dostępne okolice, co skończyło się wizytą na podwórku miejscowego rolnika, który nad wyraz oschle, acz z dużym temperamentem wyraził swoją dezaprobatę dla naszej obecności. Na szczęście nie ucierpiały ani nasze kości, ani chroniąca je karoseria samochodu. Nigdy nie dowiemy się, co było powodem tej niespodziewanej agresji.