Orlik grubodzioby

Aquila clanga

Absurdalna śmierć Bruzdy

Martwy BruzdaGdy pod koniec listopada wybraliśmy się na wyprawę do Grecji w ślad za Alkiem - młodym orlikiem grubodziobym urodzonym w tym roku nad Biebrzą, po cichu liczyliśmy także na spotkanie z Bruzdą. Ten dorosły samiec w swojej wędrówce na zimowisko powoli zmierzał w kierunku Grecji. Niestety jego migracja zakończyła się tragicznie w Czarnogórze, a do tragedii przyczynił się nie tylko, jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach, myśliwy, ale nawet sam dyrektor tamtejszego Parku Narodowego Jeziora Szkoderskiego.

Bruzda należał do trójki z 17 wyposażonych przez nas w nadajniki satelitarne orlików, które w tym roku wybrały "centralną" trasę migracyjną. Wiedzie ona, jak sama nazwa wskazuje, przez centralną część Europy w kierunku zimowisk położonych wzdłuż basenu Morza Śródziemnego. Był wyjątkowo powolny w swojej wędrówce i podczas gdy duża część orlików dotarła do zimowisk w Afryce, Bruzda zdawał się czerpać radość ze zwiedzania wspomnianej części Europy. 28 listopada jego nadajnik przestał funkcjonować, a ostatnie koordynaty zamiast na dzikie i odludne miejsca wskazywały na asfaltowe drogi prowadzące do niewielkiej miejscowości Mataguzi. W tej sytuacji członkowie projektu z ramienia Komitetu Ochrony Orłów zwrócili się do ornitologów z Centrum Badań i Ochrony Ptaków Czarnogóry z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu sprawy. Niestety dostarczone przez nich informacje, potwierdziły nasze obawy. Odnaleziony bowiem Bruzda był już martwy. Wiadomość tę przyjęliśmy z przykrością, jednak szczegóły ujawnione w dalszym toku sprawy wybiegły wysoko ponad nasze umiejętności pojmowania. Jak się bowiem okazało, ptak został postrzelony przez myśliwego (w ciele ptaka znaleziono śruciny) na terenie Parku Narodowego Jeziora Szkoderskiego lub w bezpośrednim jego sąsiedztwie. Artykuł w czarnogórskiej gazecieŻywego jeszcze ptaka jeden z myśliwych dostarczył dyrektorowi tegoż Parku. Artykuł w czarnogórskiej gazecieTenże dyrektor zawiadomił niezwłocznie policję. Nie zgłosił jednak przypadku strzelania do zagrożonego w skali globu gatunku, lecz... próbę szpiegostwa przy pomocy znalezionego na plecach orlika nadajnika. Specjalna jednostka policji zajęła się więc zdobytym "urządzeniem szpiegowskim", ranny natomiast, wygłodzony i pozbawiony jakiejkolwiek opieki medycznej ptak po kilku dniach męczarni dokonał swojego żywota w dyrektorskim ogródku. Martwego ptaka znaleźli wspomniani ornitolodzy. Całą sprawę nagłośnili w mediach dzięki czemu w głównej czarnogórskiej gazecie ukazał się stosowny artykuł, a sprawą zajęła się ambasada Polski w Czarnogórze.

Śmierć Bruzdy jest dla nas bardzo bolesna. Znamy go od 2004 roku, kiedy jako dorosły już ptak został zaobrączkowany. Zajmował najbardziej niedostępny rewir nad Biebrzą i gdy w czerwcu bieżącego roku udało nam się wyposażyć go w nadajnik, uznaliżmy to za największy sukces, wskazania bowiem tego nadajnika miały nam przyszłej wiosny oszczędzić wielodniowego taplania się po pierś w bagnie w celu znalezienia zmienianego co roku gniazda. Niestety zamiast tego nadajnik posłużył jako narzędzie do udokumentowania kolejnego przypadku bezgranicznej, jak się wydaje, ludzkiej głupoty. W obliczu śmierci bez znaczenia pozostają pytania, czy strzelający był członkiem koła łowieckiego, czy przebywał na legalnym polowaniu, czy może polował na własną rękę, czy zgłosił ten fakt odpowiednim władzom, czy może był zwykłym kłusownikiem. Bez znaczenia wydaje się też, czy do ptaka celowano świadomie, czy może stał się on ofiarą przypadkowego wystrzału. Jedynym akceptowalnym w takim przypadku powodem śmierci zdawałaby się być potrzeba pozyskania pożywienia. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że nie ona była powodem strzału. Zarówno w tym, jak i w milionach innych przypadków, szczególnie w naszej, "cywilizowanej" części świata, to właśnie z rąk ludzi, których stać na zakupy nie tylko żywności, ale i drogich strzelb czy amunicji, giną corocznie miliony istot. Dla jakiejś niepojętej, chorej przyjemności, czasem popartej wyimaginowanymi i zagmatwanymi teoryjkami "konieczności regulowania" populacji poszczególnych gatunków zwierząt. Broń palna nigdy nie była właściwym narzędziem rozwiązywania jakiegokolwiek problemu. I nigdy nie będzie.

W przypadku Bruzdy jeden wystrzał zniweczył trud wielu lat prac naukowych.

Zachowanie oraz brak elementarnej wiedzy dyrektora Parku Narodowego pozostawimy bez komentarza.

Chcielibyśmy złożyć podziękowania ornitologom z Centrum Ochrony i Badań Ptaków - Panom Mihailowi Jovićevićowi i Darko Saveljićowi za ich wsparcie.