A teraz coś z zupełnie innej beczki
Było słoneczne popołudnie. Jechałem spokojnie napawając się ciepłem słonecznym wnikającym przez przednią szybę oraz świeżością powietrza wpadającego przez opuszczone szyby boczne. Cudowny spokój. Nagle pojawił się on. Tuż za zakrętem, z zadartą wysoko głową stał pewnie i niemal buńczucznie na wyprostowanych i rozciągniętych w rozkroku nogach. Wcisnąłem pedał hamulca i ledwo wyhamowałem. On ani drgnął, a jego napięta, wyciągnięta jak struna i pełna pewności siebie sylwetka pozostała niewzruszona. To oznaczało tylko jedno: kłopoty...
W ten sposób mógłby zaczynać się niejeden film akcji. W dalszym jego ciągu sypałyby się ciosy, padały strzały, a krew lałaby się strumieniami. Rzeczywistość jednak bywa skrajnie inna. Tego popołudnia bowiem nie trafiłem na przedstawiciela gatunku homo sapiens. Na środku Carskiej Drogi (bo tam właśnie miało miejsce owo zdarzenie) pojawił się przedstawiciel gatunku, którego niewiele osób widziało stojącego na asfalcie. Tak naprawdę niewiele ludzi go w ogóle widziało. Żyje bowiem w gęstych trzcinach skutecznie unikając naszego towarzystwa. Za to z pewnością każdy go słyszał, jego charakterystyczne niskie buczenie rozlega się bowiem nad niemal każdym zbiornikiem wodnym w okresie lęgowym w naszym kraju. Bąk Botaurus stellaris jest gatunkiem wędrownym i przylatuje do nas w kwietniu i od tego czasu wieczorną porą charakterystycznym głosem oznajmia wszystkim o swoim przybyciu i zajęciu rewiru. W gęstych szuwarach lub trzcinach buduje gniazdo, gdzie wychowuje swoje młode. Po zakończonym lęgu we wrześniu i październiku opuszcza Polskę, by zimę spędzić na południu Europy. W naszym kraju jest gatunkiem chronionym.
Tak naprawdę nie liczyłem na spotkanie z bąkiem. Znając jego skrytość, wiedząc, ile namęczyć się muszą zawodowi fotograficy żeby choć zbliżyć się do tego ptaka i znając moje podejście do włażenia w miejsca przeznaczone dla przyrody, jej ochrony i odpoczynku prawdopodobieństwo naszego spotkania było minimalne. Tu jednak do głosu doszedł inny czynnik. Nazywa się "Biebrza". To tu swoją ostoję mają dziesiątki zagrożonych wyginięciem gatunków roślin i zwierząt, to tu kilometrami rozciągają się niezniszczone jeszcze działalnością ludzką tereny, gdzie gatunki te znadują należny im spokój. I tutaj też najłatwiej o ich spotkanie, jak pokazuje mój przykład bez konieczności naruszania przepisów bądź zdobywania specjalnych pozwoleń.
Po zatrzymaniu samochodu przez chwilę mierzymy się wzrokiem. Na rozkraczonych nogach, ptak wysoko wyciąga zarówno szyję, jak i dziób, stając się o wiele wyższym, niż jest w rzeczywistości. Wbrew pozorom to nie hardość i pewność siebie nakazywała mu takie zachowanie. To jego odruch, taka bowiem sylwetka najlepiej maskuje ptaka wśród trzcin. Dla wzmocnienia efektu szyja bąka lekko faluje, niczym trzcina na wietrze. Łapię aparat i jako że ptak jest naprzeciwko mnie, wysiadam z samochodu. Ptak niestety reaguje i spokojnym krokiem znika w krzakach po boku drogi. Wsiadam do samochodu, ruszam i okazuje się, że bąk wcale nie uciekł, stoi bowiem tuż przed krzakami niewiele robiąc sobie z mojej obecności. Znów łapię za aparat i z samochodu próbuję zrobić zdjęcie. Niestety wydarza się tragedia: okazuje się, że ptak jest tak blisko, że aparat nie łapie ostrości. Próbuję więc przeparkować samochód. Dość szybko okazuje się, że mogę to robić bez najmniejszego trudu, bąk bowiem w najlepsze zajął się... polowaniem. Chodzi wzdłuż pobocza i całą swą uwagę skupia na tym, co dzieje się w trawie wokół niego. Ja wbijam samochód w pobocze po drugiej stronie drogi i wreszcie ostrość zaczyna działać. Zdjęcia piękne, niestety w kadrze mieści się zaledwie głowa i dziób. Co więc robić? Zmieniam obiektyw, uruchamiam samochód i podjeżdżam do bąka. Na 3 metry. Teraz to już zdjęć się nie chce robić, rozdziawionymi oczyma podziwiam to, co zazwyczaj skryte, tajemnicze i niedostępne. W końcu jednak udaje mi się zrobić kilka zdjęć. Gdy i ich mam już dość, przełączam aparat na filmy, a bąk w tym czasie skutecznie chwyta jaszczurkę żyworodną. Co prawda w tym czasie akurat przejeżdża samochód, a ja odkładam aparat chcąc przeparkować samochód (zastawiam całą drogę), jednak gdy się okazuje, że jest jednak miejsce przejazdu dla tego drugiego, kontynuuje moje filmowanie. Potem jeszcze kilka minut obserwuję ptaka polującego na mniejsze zdobycze, aż wreszcie postanawia on wejść w gęste krzewy i zakończyć nasze spotkanie.
Bąk, którego spotkałem, właśnie przechodził z jednej strony Bagna Ławki na drugą. Przecinająca to miejsce droga pełna jest dziur i wybojów, jednak to dzięki nim właśnie ptak ten przeżył. W innym wypadku nie zdołałbym pewnie wyhamować. Zresztą pomimo tychże niedogodności i tak należę do grona nielicznych kierowców, którzy tam zwalniają. Zarówno miejscowi mieszkańcy śpieszący za swoimi codziennymi sprawami, mleczarze goniący od wioski do wioski jak po ogień, jak i przyjezdni turyści w swoich nafaszerowanych elektronicznymi gadżetami samochodami, wszyscy z sobie tylko wiadomych przyczyn starają się wyciągać maksimum ze swoich samochodów, co w takim miejscu codziennie kończy się tragedią, giną bowiem nie tylko duże zwierzęta, ale też tysiące mniejszych, które nie dają rady w porę uskoczyć przed pędzącymi w swoich maszynach ludźmi.
Ostatnio pojawił się projekt modernizacji Carskiej Szosy. Zniknęłyby dziury i nierówności. Gdyby tak było tego pamiętnego dnia, zamiast pięknego spotkania i zdjęć pozostałoby mi kilka piórek na osłonie chłodnicy mojego samochodu. I smutek.