Bliskie spotkanie z Zośką

Zmęczeni obaj, ale przynajmniej jeden szczęśliwy ze spotkania.Przez pół roku za pomocą telemetrii mogliśmy śledzić jej poczynania. Przejechaliśmy za nią tysiące kilometrów, docierając aż na odległą Kretę. Jednak od czasu jej wylotu z gniazda nikt jej nie widział. Ale gdy nas potrzebowała, znaleźliśmy się we właściwym miejscu. Tylko że to wcale nie była ona...


Zośka została wyposażona w nadajnik satelitarny pod koniec sezonu lęgowego w zeszłym roku. Tu nad Biebrzą. Od tego czasu mieliśmy niepowtarzalną okazję śledzić jej zachowanie i przemieszczanie się na zimowisko. Jako jedyna z młodych ptaków zaopatrzonych w nadajnik satelitarny Zośka dotarła szczęśliwie na Kretę, gdzie spędziła całą zimę. Na początku kwietnia rozpoczęła swoją wędrówkę powrotną. Dotarła do Polski, ale wędrówki nie przerwała, odwiedzając Obwód Kaliningradzki, Litwę oraz Łotwę. Takich wizyt złożyła kilka, aby w końcu na dłużej osiąść na Mazurach. Mniej więcej w połowie czerwca bezbłędnie dotychczas funkcjonujący nadajnik zaczął przesyłać coraz mniej informacji. Na dodatek wszystkie one pochodziły w tego samego miejsca. Przyczyn takiego stanu rzeczy mogło być kilka, począwszy od problemu technicznego samego urządzenia, na problemach ptaka skończywszy. Zaniepokojeni tym stanem rzeczy wybraliśmy się w tamte okolice 30 czerwca. Cały ten dzień upłynął na wypatrywaniu ptaka na niebie oraz poszukiwaniach w pobliskim lesie. Na próżno. Pozostało czekać na następne sygnały. Napłynęły kilka dni później wskazując znów to samo miejsce. 07 lipca podjęliśmy więc kolejną wyprawę w tamte rejony. Pogoda była upalna, jednak gdy dotarliśmy na miejsce nad okolicę nadciągnęły ołowiane chmury. Postanowiliśmy rozpocząć poszukiwania tym razem od lasu i po 15 minutach okazało się to trafną decyzją. Ptak kręcił się nieopodal leśnego bagienka. Uciekał, jednak do lotu zdolny nie był. Pomimo braku doświadczenia w pogoni za ptakami szponiastymi dość szybko i sprawnie udało nam się go złapać. I tu niespodzianka, Zośka bowiem okazała się być samcem. Teraz pozostało zbadać przyczyny, z powodu których Zosiek utracił zdolność do lotu. Dzięki sprawnej pracy zespołowej i pomocy lekarza weterynarii i sokolnika Pana Dariusza Poznańskiego jeszcze tego samego wieczora ptak znalazł się na stole operacyjnym w lecznicy dla zwierząt przy ul. Wesołej 18 w Białymstoku, gdzie doktor Andrzej Jaroszewicz wykonał zdjęcia rentgenowskie ptaka. Zarówno one, jak i dalsze badania wykluczyły zarówno jakiekolwiek uszkodzenia, jak i ewentualne postrzelenie ptaka. Orlik grubodzioby to przepiękny ptak.Co więcej, ptak był najedzony i w stosunkowo dobrej kondycji. Postanowiliśmy wspólnie przetrzymać go kilka dni w wolierze na obserwacji. Następne dni nie przyniosły jednak odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Ptak żył, jadł, choć nie był skory ani do agresji, ani do ucieczki. Jedyną sensowną teorią wydawało się zatrucie pokarmowe, jednak aby to potwierdzić, należało wykonać odpowiednie badania. Zadecydowano o przewiezieniu go do obszerniejszej woliery w celu dalszej rehabilitacji. I gdy pod wieczór przenoszono ptaka do woliery, ten nagle przypomniał sobie o swoich siłach i możliwościach, wyprysnął z kartonu, w którym był przenoszony i niczym niewzruszony poszybował energicznie w górę, na ziemi pozostawiając osłupiałych ludzi.
I tak zakończyła się nasza przygoda z Panem Zośką. Nie będziemy mogli go już śledzić w internecie, zdjęliśmy mu bowiem na czas rekonwalescencji nadajnik, a na ponowne go założenie Zosiek nie dał nam szans. Wielka to szkoda, choć i tak dostarczył nam przez ten rok cennych danych. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas uda się nam go spotkać gdzieś w terenie.
Nam pozostaje zadowolenie z faktu, że przypadek ten stanowi jeden z nielicznych, jeśli nie pierwszy w historii przykład jak dzięki nadajnikom satelitarnym można ratować życie ginących gatunków zwierząt. Dotychczas bowiem w przypadkach takich jak ten reagowano zbyt późno i na miejscu znajdowano już tylko szczątki martwych osobników. Nasz Zosiek żyje i niech żyje 100 lat!
Składamy serdeczne podziękowania Panu doktorowi Dariuszowi Poznańskiemu za okazaną pomoc oraz Panu doktorowi Andrzejowi Jaroszewiczowi i personelowi lecznicy dla zwierząt w Białymstoku za profesjonalne wsparcie.