Maj w projekcie

Orliki powróciły, zajęły swoje rewiry i przystąpiły do lęgów.Orlik grubodzioby na swej czatowni

My za to zabraliśmy się za naukowe badania terenów zasiedlanych i odwiedzanych przez orliki grubodziobe. A że najważniejsze zarówno dla człowieka, jak i zwierząt to mieć pełny żołądek, rozpoczęliśmy szczegółowy monitoring żerowisk orlika grubodziobego. Zakończyliśmy pierwszą ewidencję ptaków zasiedlających żerowiska. Rozpoczęliśmy badania nad stanem gryzoni w tych miejscach. Do tego w przyszłości zewidencjonujemy stan płazów, dzięki czemu otrzymamy mniej więcej pełne spektrum zasobności łowisk orlików grubodziobych. Podobne prace prowadzimy też w rewirach orlików krzykliwych, co, mamy nadzieję, pozwoli nam wychwycić różnice w wyborze żerowisk między tymi dwoma gatunkami blisko spokrewnionych orłów.
Niestety, wraz z zaawansowaniem projektu pojawiły się też i pierwsze problemy. I to niemałe, zważywszy na ich istotę dla zachowania biebrzańskiej populacji orlika grubodziobego. Najpoważniejszy z nich związany jest z wodą. Jak wiadomo, orlik grubodzioby to ptak nierozłącznie z nią związany. Zarówno bowiem bagienne olsy, w których się gnieździ, jak i podmokłe turzycowiska i łąki, na których poluje, nie mogą istnieć bez odpowiedniej ilości wody. Przy jej braku oba te siedliska ulegają bezpowrotnej degradacji. Ubiegły rok, obfitujący w naszym kraju w nadmiar wody w wielu regionach, spowodował istną antypowodziową fobię. Nie bacząc na fakt, iż główne przyczyny powodzi we wszystkich przypadkach leżały po stronie nieumiejętnie prowadzonej przez człowieka gospodarki wodnej, także w Kotlinie Biebrzańskiej kontynuowane jest bezmyślne osuszanie terenów. I to pomimo faktu, że powodzi w tym rejonie nie pamiętają nawet najstarsi górale. Na potęgę więc kopie się nowe rowy melioracyjne. Odnawia się również i te starsze, z tym że tutaj odnowienie nierzadko w praktyce oznacza ich poszerzenie do rozmiarów niewiele różniących ich od rzek. Co smuci szczególnie to to, iż większość z tych inwestycji wykonywana jest w sprzeczności z polskim prawem. W największe jednak osłupienie i oszołomienie wprawił nas fakt, iż niemożliwym jest znalezienie w kraju jakiejkolwiek instytucji odpowiedzialnej, czy choćby zainteresowanej przestrzeganiem tegoż prawa. Wygląda też na to, iż planowany w projekcie niewielki zalew turzycowiska, który miał zapobiec jego dalszej degradacji i pomóc utrzymać dogodne dla żerujących tam orlików grubodziobych warunki, z przyczyn formalnych nie dojdzie do skutku. Cała ta sytuacja stawia pod wielkim znakiem zapytania nie tylko losy populacji orlika grubodziobego, ale też i wszystkich prawie stworzeń zamieszkujących Biebrzańskie Bagna. Bagna przecież bez wody nie będą istnieć.
"Odnawianie" rowu w okolicy Grądów Woniecko.Drugim problemem, jaki odkryliśmy dzięki naszej bytności na Biebrzańskich Bagnach staje się ruch turystyczny. Niestety podczas naszych częstych wizyt na terenie BPN okazuje się, że nie zawsze można liczyć na poszanowanie przyrody i zasad poruszania się po Parku Narodowym ze strony zarówno turystów, jak i przewodników. I tak jak ci pierwsi robią to często nieświadomie, tak fakt nieprzestrzegania przepisów przez samych przewodników nie nastraja optymistycznie. Wynikiem tego w okolicy najbardziej chyba znanego szlaku  turystycznego na Grzędach orliki grubodziobe, ale nie tylko, od lat nie mogą dochować się potomstwa. I to pomimo faktu, iż tereny wokoło są dla nich wręcz wymarzone. Szerokim echem odbiła się nasza wizyta w tamtym rejonie w dniu 17 maja, kiedy to w środku prawem chronionego rezerwatu ścisłego miało dojść do... pokazu sokolniczego. Po naszej interwencji okazało się, że dyrekcja Parku nie wyraziła zgody na pokaz, a tylko na wjazd na szlak i dzięki szybkiej interwencji pracowników Parku Narodowego do imprezy nie doszło. Przykład ten wskazuje jednak jasno, jak niewielka jest społeczna świadomość zagrożeń płynących z nieposzanowania przepisów prawnych i zasad udostępniania parków narodowych w Polsce. Na tej płaszczyźnie udało nam się odnotować też niewielki sukces. Po rozmowach z dyrekcją Parku Narodowego udało się okresowo zamknąć czarny szlak na Grzędach. Sukces o tyle połowiczny, iż szlak ten leży wewnątrz kompleksu i nie rozwiązuje kwestii generowanego przez ruch turystyczny hałasu w okolicy, jednak jest to zdecydowanie krok naprzód w naszych działaniach ochrony orlików grubodziobych na tym terenie.